• Язык:
    Польский (Polska)

Pieśń jesienna

Jesień całuje kniei brzeg,
Ta płonie barwą purpurową,
A pieśń przejrzysto-dźwięcznych rzek,
Udaje cichą i zmęczoną.

Z drzew spadał suchych liści rój,
To bladożółtych, to czerwonych,
Ścieląc na ziemi smutek swój
Wśród traw rzęsiście oroszonych.

I słońce odchodzące w dal
Marzyło snami wspaniałości,
Całując ziemi każdy cal
W omdleniu słodkiej bezsilności.

W wieczornym niebie, w cieniu gwiazd,
Szaty różowych zórz płonęły
I grzejąc łebek w ciepłych łzach,
Cichutko łkał Gołąb Nadziei.

Leciał nieziemsko piękny twór,
Braterskie dale go wabiły
I stworzył w górze, pośród chmur,
Wianek powietrzno-białych lilii.

Jesień w brzemiennym stanie trwa
Melodią, którą dusza śpiewa,
Jak żona, która życie da,
I jak pramatka nasza, Ewa.

*

W lesie, gdzie trwał cienisty chłód,
Gdzie swawoliły młode driady,
Stała świątynia - istny cud,
Mamiąc spokojem kolumnady.

I biały marmur klechdy plótł,
Tłumaczył Wieczne Zasłuchanie,
Mówił, że dumnych skrzydeł lot,
Tak samo trudny, jak szlochanie.

A nad ołtarzem, w nocy czas,
Zjawiało dziwne przewidzenie,
Tam spotykały się nie raz
Złociste dwie dziewice-cienie.

W błękit je otulała noc,
Jak róż ulotne aromaty,
Do szeptu zniżał się ich głos
W sprawach, jak Bóg tworzył wszechświaty.

Po chwili, szept się w ciszy krył,
Jak dźwięk akordu przytłumiony
I biały marmur znów się skrzył
Samotny, dumny, zamyślony.

Gdy z niebios, w przedwieczorny czas
Płynie po ciepłym dniu ochłoda,
To porzuciwszy łąki, las,
Dokazywała driada młoda.

Wchodziła cicho, cała drżąc,
Ukryta w mrokach purpurowych,
Słodko paluszek biały ssąc
W ustach pachnących i różowych.

Przed ołtarz szła, skradając się,
Szkarłatnej róży kwiat rzucała
I uciekała, śmiejąc się,
W marzeniach ziemskich zakochana.

Przyciąga ją czarowna nić
Leśnego śpiewu i radości,
W świątyni zaś nie wolno być
Potomkom grzesznej namiętności.

I róża w pożegnalnym śnie
Płonęła krwistym migotaniem
I napełniała zwiewną mgłę
Srebrzysto-smutnym rozpaczaniem.

A kiedy ranek żegnał noc,
Zorza kryształem migotała,
Ona, samotna, tracąc moc,
W ciszy świątyni umierała.

*

Kiedy wieczorny schodzi mrok
Na ciemnym niebie gaśnie zorza
I promień, swój różowy wzrok
Rzuca na stopnie u ołtarza,

Przed nim pokornie stoi ktoś,
Być może, porzucona żona
Pragnąca psalmem zmienić los,
Albo dziewica uwiedziona.

Kto pozna duszy ludzkiej mrok,
Jej smutki, radość, ból i żale?
Przymioty te, błękitny lak
Zapieczętował bardzo trwale.

Czy ktoś wyjaśnić może to,
Dlaczego oczy smutnej żony
Zazwyczaj eksponują mrok,
Choć kryją też radość uśpioną?

Dlaczego jasne czoło lśni
Niechcianą zmarszczką skrępowania
I między brwiami smugą drży
Odwieczny ciężar uciskania?

I uśmiech karminowych ust
Taki niepewny, zagadkowy?
I czy marzenia marny gust
Chce, by on został utajniony?

Po co roztacza taki czar?
Dlaczego w oczach blask pożaru?
Ona koszmarem naszych spraw,
Lub prawdą, gorszą od koszmaru.

Dokąd chce marzeniami biec
I po co schyla się w skupieniu?
Czego od niebios może chcieć
I od powietrzno-białych cieni?

Nie wiemy! Mrocznej nocy chłód,
Marzenie - żar, chwile - stracone;
Kiedyż zaiskrzy się znów wschód,
A wraz z nim życie odnowione?

*

Niedostrzegalnie cisza drga,
Śle uśmiech falom obojętnym,
A smutna żona ciągle trwa
W milczeniu srogim, niepojętym.

Niebios dalekich sine tło
Wyrzuty błahe prowokuje,
W jej duszy zakipiało zło
Ogniste frazy przywołuje.

A one brzmią, jak śpiewny dzwon
Tak czarująco i tak błogo:
„Zmęczona dusza znajdzie schron
W pałacu Radosnego Boga;

Nie dotrzesz tam, w tym Wielkim Dniu,
Za trudne dla twych słabych skrzydeł,
Ty dzisiaj tkwisz we władzy snu,
We władzy wrogich ci mamideł.

Noc, okutana w ciemność chust
Tobie daruje słodycz lata,
W niej żyje jedna z twoich sióstr -
beztrosko-młoda śliczna driada.

I jeszcze, ty tak lubisz śmiech
I radość ziemską dnia świętego,
A wplatasz swój jaskrawy grzech
W girlandy nieba błękitnego.

Lecz jeśli pragniesz tego Dnia,
Zrób to, co serce podpowiada,
W objęciach ognia spal do cna
Twoją siostrzyczkę, twoją driadę.

Niech płonie w tobie niczym stos
Potężnym, pełnym łask płomieniem,
Czcząc z wiarą wszechwidzący los,
Posłuszna jego poleceniom.

Modlitwę swą w błaganie zmień,
Ona nie może być dowolna,
Kiedy porzucisz lasów cień,
Tо znowu będziesz bosko-wolna”.

I słowa te - balsam dla dusz,
Płonęły jak ogniste strzały
I ziemi świt i światło zórz,
W powietrzno-biały promień zlały.

*

Pieśń Driady

Książę ognia, uwielbiam cię
Tylko ty tak potrafisz, jedyny,
Wołać mnie. I przyzywasz mnie,
W środku nocy, z leśnej gęstwiny.

Choć w niej wiele złocistych snów,
Opowieści dziewcząt życzliwych,
Ale ty znasz tak wiele słów,
Miłych słów i zapewnień tkliwych.

Jak twój kaftan szkarłatem lśni,
Jakże błyszczą kochane oczy,
Uciec chcę od nużących dni,
Dość mam już pocałunków nocy.

Szukam ciebie od wielu lat
I ty do mnie podążasz szczerze,
Sprzyjająca nam jedna z gwiazd,
Promieniami wymości leże.

W nim, ty weźmiesz w objęcia mnie,
Dam ci dowód swojej miłości,
Książę ognia, uwielbiam cię
I wciąż pragnę twojej czułości.

*

Kwiaty śpiewają leśny hymn,
Dzieciom i ptakom, tak znajomy
I sosna parasolem swym
Osłania pląsające gnomy.

Jantar wypali się do cna
Iluminując leśny pałac,
A półmrok, jak błękitna mgła
Żegna polanę, odpływając.

Zalotnik, jak ogniska blask,
Jaśnieje mocno i cudownie,
Jego spojrzenie pełne łask,
Szkarłatem jego kaftan płonie.

Zastępy kwiatów tworzą ład:
„Niech zrobi miejsce prawa strona,
Bo idzie najpiękniejsza z driad,
Wstydliwie-biała narzeczona”.

Wspaniała, cicha, jasny wzrok,
Śpiew słyszy jakby w oddaleniu,
Idzie w objęcia czułych rąk,
W miłosno-drżącym uniesieniu.

Od spojrzeń kwiatów, gnomów, sów
Ukryła ich zasłona czasu,
Wystarczy pieśni, marzeń, snów,
Pośród lazurowego lasu.

Zawarty ślub, doniosły krok,
Światowych orgii krzyk głupawy!
Niech lasy znowu skryje mrok,
W nich było szczęście i zabawy.

*

Tak, długo trwał ten senny czas
I dźwięki strun sobie przywłaszczał,
Wiele tajemnic skrywał las
W błękitnych i radosnych chaszczach.

Teraz kłaniają się jej w pas,
Bosko-wyniosłej pani świata,
Nie siostrze, której płomień zgasł,
Jej, dano poznać sen wszechświata.

I strój, słoneczny przybrał ton,
Z nim wielką świętość uzyskała,
Już nie jest jedną z bladych żon,
Ale boginią jest, bez mała.

W radosnym błysku eter gna
Przed siebie falę pokojową,
A Białe Dziecię przyszłość zna
Tworząc liturgię uświęconą.

I Biały Jeździec, któryś raz,
Będąc w podróżach swych bezmyślnych,
Zapewnił, że już nastał czas,
Zachwytów durnych i kapryśnych.

Ścichł kopyt dźwięk, za lasem hen,
Lecz chwila szczęścia nieśmiertelna!
...I znikła driada, ziemi sen,
Przed jasną chwilą przebudzenia.

Перевод стихотворения Николая Гумилёва «Осенняя песня» на польский язык.

Осенняя песня

Осенней неги поцелуй
Горел в лесах звездою алой,
И песнь прозрачно-звонких струй
Казалась тихой и усталой.

С деревьев падал лист сухой,
То бледно-желтый, то багряный,
Печально плача над землей
Среди росистого тумана.

И солнце пышное вдали
Мечтало снами изобилья
И целовало лик земли
В истоме сладкого бессилья.

А вечерами в небесах
Горели алые одежды
И, обагренные, в слезах,
Рыдали Голуби Надежды.

Летя в безмирной красоте,
Сердца к далекому манили
И созидали в высоте,
Венки воздушно-белых лилий.

И осень та была полна
Словами жгучего напева,
Как плодоносная жена,
Как прародительница Ева.

*

В лесу, где часто по кустам
Резвились юные дриады,
Стоял безмолвно-строгий храм,
Маня покоем колоннады.

И белый мрамор говорил
О царстве Вечного Молчанья
И о полете гордых крыл,
Неверно-тяжких, как рыданье.

А над высоким алтарем
В часы полуночных видений
Сходились, тихие, вдвоем
Две золотые девы-тени.

В объятьях ночи голубой,
Как розы радости мгновенны,
Они шептались меж собой
О тайнах Бога и вселенной.

Но миг, и шепот замолкал,
Как звуки тихого аккорда,
И белый мрамор вновь сверкал
Один, задумчиво и гордо.

И иногда, когда с небес
Слетит вечерняя прохлада,
Покинув луг, цветы и лес,
Шалила юная дриада.

Входила тихо, вся дрожа,
Залита сумраком багряным,
Свой белый пальчик приложа
К устам душистым и румяным.

На пол, горячий от луча,
Бросала пурпурную розу
И убегала, хохоча,
Любя свою земную грезу.

Её влечет её стезя
Лесного, радостного пенья,
А в этом храме быть нельзя
Детям греха и наслажденья.

И долго роза на полу
Горела пурпурным сияньем
И наполняла полумглу
Сребристо-горестным рыданьем.

Когда же мир, восстав от сна,
Сверкал улыбкою кристалла,
Она, печальна и одна,
В безмолвном храме умирала.

*

Когда ж вечерняя заря
На темном небе угасает
И на ступени алтаря
Последний алый луч бросает,

Пред ним склоняется одна,
Одна, желавшая напева
Или печальная жена,
Или обманутая дева.

Кто знает мрак души людской,
Ее восторги и печали?
Они эмалью голубой
От нас закрытые скрижали.

Кто объяснит нам, почему
У той жены всегда печальной
Глаза являют полутьму,
Хотя и кроют отблеск дальний?

Зачем высокое чело
Дрожит морщинами сомненья,
И меж бровями залегло
Веков тяжелое томленье?

И улыбаются уста
Зачем загадочно и зыбко?
И страстно требует мечта,
Чтоб этой не было улыбки?

Зачем в ней столько тихих чар?
Зачем в очах огонь пожара?
Она для нас больной кошмар,
Иль правда, горестней кошмара.

Зачем, в отчаяньи мечты,
Она склонилась на ступени?
Что надо ей от высоты
И от воздушно-белой тени?

Не знаем! Мрак ночной глубок,
Мечта — пожар, мгновенья — стоны;
Когда ж забрезжится восток
Лучами жизни обновленной?

*

Едва трепещет тишина,
Смеясь эфирным синим волнам,
Глядит печальная жена
В молчаньи строгом и безмолвном.

Небес далеких синева
Твердит неясные упреки,
В ее душе зажглись слова
И манят огненные строки.

Они звенят, они поют
Так заклинательно и строго:
«Душе измученной приют
В чертогах Радостного Бога;

«Но Дня Великого покров
Не для твоих бессильных крылий,
Ты вся пока во власти снов,
Во власти тягостных усилий.

«Ночная, темная пора
Тебе дарит свою усладу,
И в ней живет твоя сестра —
Беспечно-юная дриада.

«И ты еще так любишь смех
Земного, алого покрова
И ты вплетаешь яркий грех
В гирлянды неба голубого.

«Но если ты желаешь Дня
И любишь лучшую отраду,
Отдай объятиям огня
Твою сестру, твою дриаду.

«И пусть она сгорит в тебе
Могучим, радостным гореньем,
Молясь всевидящей судьбе,
Её покорствуя веленьям.

«И будет твой услышан зов,
Мольба не явится бесплодной,
Уйдя от радости лесов,
Ты будешь божески-свободной».

И душу те слова зажгли,
Горели огненные стрелы
И алый свет и свет земли
Предстал, как свет воздушно-белый

*

Песня Дриады

Я люблю тебя, принц огня,
Так восторженно, так маняще,
Ты зовешь, ты зовешь меня
Из лесной, полуночной чащи.

Хоть в ней сны золотых цветов
И рассказы подруг приветных,
Но ты знаешь так много слов,
Слов любовных и беззаветных.

Как горит твой алый камзол,
Как сверкают милые очи,
Я покину родимый дол,
Я уйду от лобзаний ночи.

Так давно я ищу тебя
И ко мне ты стремишься тоже,
Золотая звезда, любя,
Из лучей нам постелет ложе.

Ты возьмешь в объятья меня
И тебя, тебя обниму я,
Я люблю тебя, принц огня,
Я хочу и жду поцелуя.

*

Цветы поют свой гимн лесной,
Детям и ласточкам знакомый,
И под развесистой сосной
Танцуют маленькие гномы.

Горит янтарная смола,
Лесной дворец светло пылает
И голубая полумгла
Вокруг, как бабочка, порхает.

Жених, как радостный костер,
Горит могучий и прекрасный,
Его сверкает гордый взор,
Его камзол пылает красный.

Цветы пурпурные звенят:
«Давайте места, больше места,
Она идет, краса дриад,
Стыдливо-белая невеста».

Она, прекрасна и тиха,
Не внемля радостному пенью,
Идет в объятья жениха
В любовно-трепетном томленьи.

От взора ласковых цветов
Их скрыла алая завеса,
Довольно песен, грез и снов
Среди лазоревого леса.

Он совершен, великий брак,
Безумный крик всемирных оргий!
Пускай леса оденет мрак,
В них было счастье и восторги.

*

Да, много, много было снов
И струн восторженно звенящих
Среди таинственных лесов,
В их голубых, веселых чащах.

Теперь открылися миры
Жене божественно-надменной,
Взамен угаснувшей сестры
Она узнала сон вселенной.

И, в солнца ткань облечена,
Она великая святыня,
Она не бледная жена,
Но венценосная богиня.

В эфире радостном блестя,
Катятся волны мировые,
А в храме Белое Дитя
Творит святую литургию.

И Белый Всадник кинул клик,
Скача порывисто-безумно,
Что миг настал, великий миг,
Восторг предмирный и бездумный.

Уж звон копыт затих вдали,
Но вечно - радостно мгновенье!
...И нет дриады, сна земли,
Пред ярким часом пробужденья.


Другие переводы: