- Язык:
Польский (Polska)
- Автор:
Тадеуш Рубникович(Tadeusz Rubnikowicz)
-
Николай Гумилёв
Дитя Аллаха
Dziecię Allacha
Scena pierwsza
Pustynia. Zachód słońca.
Derwisz (modli się).
Zbawczy Allachu, ty stworzyłeś
Słoneczną równość zimy z latem
I w mrokach nocy nakreśliłeś
Trasy dla ciał mknących wszechświatem,
Tam droga pośród gwiazd błyszcząca,
Gdzie pod zręcznego Strzelca cel
Ty wypuściłeś Koziorożca,
Barana, Byka, przy nich Lew!
Wielki Allachu, stwórco suszy
I oceany stwarzający,
Mojej rozchwianej na wskroś duszy
Powabem świata nie kuszący,
Widzisz żem stary, biedny, smętny,
Ale uwielbiam cię od lat,
Dla mnie nieważny, niepojęty,
Ten pogrążony w grzechach świat.
Peri (wchodzi)
Derwiszu — pierwszy z naszej wiary?
W twych słowach mądrość niczym kwiat?
Derwisz
A ty kto, dziewczę?
Peri
Jestem Peri.
Derwisz
Nieziemska, skąd cię przywiał wiatr?
Peri
Ja, przemierzając szlak tułaczy,
Który za kręgiem planet krył,
Znalazłam tam podkowę klaczy,
Której Mahomet władcą był.
Derwisz
Za to całuję twoje stopy!
Będę cię sławić aż po zgon!
Peri
Ja ten artefakt szczerozłoty
Zaniosłam przed Allacha tron
I rzekłam: „Twórco praw surowych,
Błagam uparcie u twych stóp —
Puść mnie do synów Adamowych
I żoną najlepszego zrób”.
I nagle, stałam się swobodna,
Lecz by swój zamiar mądrze wwieść,
Wskazała gwiazda mi przewodnia
Mądrości twej cudowną treść.
Znasz siedem niebios znakomicie,
Czterech żywiołów słyszysz głos:
Powiedz, kto pierwszym jest w tym świecie,
A ja powierzę mu swój los.
Derwisz
Nie żądaj, moje dziecko, proszę,
Lekcji mądrości mojej, bo:
Ja chwałę nieba w duszy noszę,
Omijam ludzkie, ziemskie zło.
Lecz dziecku Boga prawdziwego,
— Niech czczona będzie Jego twarz —
Dam jednorożca czarownego
I Salomona pierścień wraz.
To — płody modłów mych żarliwych
W bezksiężycową, ciemną noc,
Gdy się wyparłem wad wstydliwych,
Wskazanych przez kryształu moc.
Pokorny tylko czystej dziewie,
Nieskazitelny także sam,
Straszliwy jednorożec w gniewie,
Gdy z kimś niegodnym styczność ma.
Pierścień, z modlitwą o opiekę
Na palec wybranemu włóż,
Jeśli niegodny on, to w piekle
Zbudzi się pan życiowych burz.
A teraz żegnaj. Jeszcze wspomnę,
Że twórcą szczęścia twego ja.
Peri
Hojności twojej nie zapomnę,
Wdzięczność w mym sercu miejsce ma.
(Derwisz przekazuje jednorożca i pierścień, sam oddala się; przechodzą wielbłądy, na jednym siedzi młodzieniec, obok idzie niewolnik).
Młodzieniec
Nie mogę patrzeć na pustynię,
Piaski, miraże, roślin brak!
Niewolnik
Panie, ty widzisz tę dziewczynę?
Młodzieniec
Widzę,
Daj do postoju znak.
Przynieście szybko winogrona,
Daktyle, sorbet, także miód!
O, dziewczę, podróż zakończona
Mnie do Bagdadu szlak mój wiódł.
Peri
Czyś ty najlepszy syn Adama?
Młodzieniec
O, tak, jeśli masz dobry gust.
Spójrz w moje oczy roześmiane,
Na słodycz mych czerwonych ust.
Peri
Tyś król?
Młodzieniec
Dla dziewczyn.
Peri
Tyś wojownik?
Młodzieniec
Kiedy z bukłakiem toczę bój.
Peri
A może pieśniarz?
Młodzieniec
Choć nie słowik,
Lecz w śpiewie też mam udział swój.
Wszak lutnie ślicznych cór emira
I flet pastuszki w letni czas,
Greczynki ozłocona lira,
Na widok mój dźwięczą nie raz.
Od Basry do Beni-Alemu,
Uwierz, nie znajdziesz wszak haremu,
Gdzie nie marzyłyby zawzięcie
O nocy w słodkich mych objęciach.
Znam świadomości odpływanie
Jakim objawia się oddanie
Ludzi ciałami splecionymi
Przy czym, na wskroś zakochanymi.
Znam zestaw słów, które brzmią słodziej
Niż wiatru wiew w letnim ogrodzie
I bardziej w serce ludzkie wnika,
Niż śpiew strumienia i słowika.
Wiem, twe dziewczęce, słabe ręce,
I bojaźliwe, sarnie oczy,
Pragną uciechy w słodkiej męce,
Milczenia i upojnej nocy.
Niewolnik
Rozkażesz przygotować loże?
Peri
Miłość, to jej z pewnością znak!
Młodzieniec
Tego samego pragniesz może?
(Do niewolnika):
Durniu, przygotuj, nie stój tak!
Peri
Lecz jak poskromić w sercu trwogę?
Kocham, lecz słyszę inny głos…
Jednorożcowi chyba mogę
Powierzyć, w chwili tej, mój los.
(Jednorożec zabija młodzieńca).
Młodzieniec (umierając)
Okrutna, ja przez ciebie ginę!
Dziwne dzwonienie, światło też…
Idź precz, na zawsze cię przeklinam!
Leila czuła, do mnie śpiesz…
Peri
Co się z nim stało? Martwe ciało,
Oczy zaszkliły, płynie krew…
Ach, przecież ja nie tego chciałam?
Czy taki jest miłości zew?
(Niewolnik zabiera trupa; pojawia się Beduin na koniu).
Beduin
Wyczułem zapach krwi przemiły,
Co koń wyskoczy gnałem tu.
O, losie mój niesprawiedliwy!
W tej walce mnie nie było znów.
Gdzie była walka?
Peri
Tyś wojownik?
Beduin
Wojna – najświętsze z moich praw.
Peri (do siebie)
Być może, jest to mój zalotnik:
On dumny, silny, godzien sław.
Beduin
Czyż nie o ciebie tu walczono?
A jeśli tak, toś ty mój łup!
Jak w dawnym prawie ustalono,
Należysz do mnie aż po grób.
Peri
Myślę, że to nie będzie wygłup
I świętym będzie związek nasz.
Jaki przedłożysz za mnie wykup,
Jaki małżeński prezent dasz?
Beduin
Dam sławę. Słodszą niźli życie,
Będzie cię wielbić wielki tłum,
Gdy będziesz szła majestatycznie
Wszyscy przed tobą zegną wpół.
Jeśli wśród ćmy arabskiej nocy,
Usłyszysz nagle groźny ryk
I ty na lwa podniesiesz oczy,
I lew swój wzrok opuści w mig.
Ja niczym król! Tam, gdzie planuję
Namioty dla mnie stawia dwór,
W sadach emira więc koczuję,
Lub też na szczytach dzikich gór.
Do mnie przychodzą Beduini,
Bagdadzkich wojów istny kwiat,
Okropne też przychodzą dżiny…
I wszyscy mych słuchają rad.
Peri
A jeśli nagle anioł Boży
Przyjdzie po ciebie albo mnie,
Jak nas obronisz?
Beduin
Nie najgorzej,
Mój miecz każdego równo tnie.
(Zjawia się Iskander).
Iskander
Chełpliwy wojak do papugi
Podobny. Jam silniejszy był,
A teraz ślepy i bez sługi,
To Ariel mnie pozbawił sił.
Peri
To duch.
Beduin
Ty kto?
Iskander
Jestem Iskander,
To imię w twym narodzie trwa,
Lecz pod imieniem Aleksander
Mnie gros zachodnich plemion zna.
Przychylne siły zapewniły
Smutny pochówek, cichy grób,
Lecz sen śmiertelny mój zburzyły
Twoje przechwałki i twój ślub.
Chodź, popatrz, jak was zabijają
Nikczemnych, dawni wojownicy.
Beduin
Chętnie popatrzę, jak zdychają
Powtórną śmiercią nieboszczycy.
(Walczą. Beduin pada martwy).
Peri
Tyś pierwszy w świecie?
Iskander
Dłużnik mroku,
Jak teraz on, pomniejszy duch.
Uwierz, że pies stojący z boku
Stokroć godniejszy od nas dwóch.
(Odchodzi, zabierając trupa).
Peri
Słoneczna w nim była namiętność,
Teraz wynoszą jego ciało…
Czyżbym zwiastunką ciągłych nieszczęść
Mnie w dziwny świat ten coś przywiało?..
(Pojawiają się myśliwi; przelatują sokoły, przebiegają gepardy, podjeżdżają kalif i astrolog).
Kalif
Czyż nie za tobą — łabędzico,
Moje sokoły przyleciały,
Czyż nie za tobą gepardzice,
Jak za kozicą uganiały?
Nie, tyś piękniejsza od kozicy
I od łabędzia wytworniejsza,
Błysk czarujący w twej źrenicy
I twoja twarz najsubtelniejsza.
Astrolog
Jedna przychylna mi planeta,
O, Peri, stan zdradziła twój.
Lecz wstań: Potomku Mahometa,
Kalif majestat zniżył swój.
Peri
Tyś pierwszy w świecie?
Kalif
Ukochana,
Nie pierwszym, ja nie mogę być:
Bo ci, co lepsi są od pana,
Dostają sznur, nie ma co kryć.
Astrolog
Gwiazdy na niebie twierdzą jawnie,
Że słońce świata — kalif nasz.
Kalif
Mój astrologu dobry, sprawnie
Pochlebiasz mi, więc prezent masz.
Lecz prawda, blask mojej pieczęci
Raz daje śmierć, raz łaski akt
I tyle bogactw, hurys, szczęścia
Nie ma tu nikt, niezbity fakt.
A ty, jak brylant czystej wody
Od pierwszych spojrzeń kocham cię,
Na córkę wuja nie ma zgody,
Zapomnieć chcę nawet o śnie,
Przekażę ci włości rozległe,
Sięgniemy aż do niebios bram,
Zobaczysz miasta nam podległe
I świat, trwający dzięki nam.
Peri
Nie prowokujmy nowych zdarzeń!
Kalifa wszak ocalić chcę.
Kalif
Co mówisz, córko moich marzeń?
Peri
Zniewolę się, bo kocham cię.
(Pojawia się jednorożec).
Astrolog
O gwiazdy, boję się!
Kalif
A, co to?
Peri
Precz bestio, o, Allachu chroń!
(Jednorożec pochyla się przed koniem kalifa).
Astrolog
Wprost od kobyły Mahometa
Wywodzi się Kalifa koń.
Kalif
Całusa daj, miła! Jak pąsy
Szirazu róż, kolor twych ust.
Daj ręce białe, jak sierść kozy
Z Pamirskich ośnieżonych gór.
Lecz co to? Blask sieje nieznośny
Pierścień z szafirem, który masz…
Peri
Milcz! Pierścień mój jest śmiercionośny!
Nie patrz na niego, zakryj twarz!
Derwisz mi dał go pod opiekę,
Powiedział: „Wybrańcowi włóż
Jeśli niegodny on, to w piekle
Zbudzi się pan życiowych burz”.
Kalif
Włóż pierścień mi.
Peri
Nie mam pewności,
A jeśli się poleje krew?
Astrolog
Planety…
Kalif
Dosyć wątpliwości
Peri
Może przestroga starca… blef
(Przekazuje pierścień kalifowi; ten pada martwy).
Peri
I on, on także — w ciemność trafił…
Chcę by natychmiast powstał z mar…
Astrolog
Od spadkobiercy też potrafię
Uzyskać nowy, cenny dar.
(Zabiera trupa).
Peri
Przyszłam na świat dla przyjemności,
By poczuć miłość chociaż raz,
Lecz śmierć, jak hiena, bez litości,
Za mną pomyka cały czas.
Nadzieja i zauroczenie,
Wtopiły się w bezbarwne tło…
O, dostać tylko rozgrzeszenie
Za uczynione innym zło,
Nie chcę, gdy stanę przed Allachem,
Czerwieniąc się, bezecnie łgać…
Derwisz (wchodząc)
Wstań i pożegnaj się ze strachem,
Chodź, wszystko wkrótce będziesz znać.
Scena druga
Ulica w Bagdadzie. W głębi planu pałacowy taras.
Wchodzą Peri i derwisz.
Peri
Zmęczyłam się. Przywódco srogi,
Czyżby to koniec drogi był?
Mam mocno poranione nogi
I dalej iść braknie mi sił.
Derwisz
Prosisz o swoje odkupienie,
Drżąc pod pręgierzem grzechów swych,
Ja, twój niewolnik, to życzenie
Spełnię na miarę potrzeb twych.
O, biedna, wydam cię tym razem
Dla wrogów na bezduszny żer,
Na ich obelgi i obrazy,
Udrękę z najpodlejszych sfer.
(Przechodzą starucha i kadi).
Starucha
Miło cię widzieć, dobry kadi.
Kadi
Ja również ze spotkania rad.
Starucha
Mówią, że będzie tu, w Bagdadzie,
Sindbad, który opłynął świat;
Z nim dwieście pozłacanych barek,
Na nich bogactwa przywiózł w bród.
Kadi
Z pewnością dla mnie ma podarek!
Starucha
Mówią, że ucztę zrobi wprzód.
Derwisz (do staruchy)
Widzę, o pani, że nie schodzi
Smutek z twej głowy, niczym dym
Okrył siwizną,
Starucha
O co chodzi?
Derwisz
Twój czuły, twój wspaniały syn…
Starucha
W cudzym haremie go nakryli?
Pobili? Czego chciał, to ma!
On żył w niezgodzie ze wszystkimi…
Derwisz
O, moja pani, syn twój zmarł.
Starucha
To żart, derwiszu, ja nie wierzę!
Derwisz
On do Bagdadu szedł i tam
Napadło go pustynne zwierzę…
Nie pomógł nikt, choć nie był sam.
Starucha
A karawana?
Derwisz
Sługa śmiały
Do miasta doprowadzić mógł.
Starucha
Wszystkie wielbłądy całe?
Derwisz
Całe.
Starucha
To dobrze… Nie! To wina sług!
Mój syn, uwielbiał jeść fistaszki,
I jędrność ciał niewolnic swych!
Może przywiozłeś fatałaszki,
Lub pęczek trawy z pustyń tych?
Kadi
Zastanów, karawana cała,
Ty też, więc nie rozpaczaj w głos,
Starucha
O, dobry Kadi, Bogu chwała,
Mądrością cię obdarzył los.
Lecz straszny los samotnej żony
W rozkwicie czterdziestu lat?
Mój mąż – to cherlak pokręcony,
Za stary mój niedoszły swat.
Jeden z miłością już nie ładzi,
A drugi, niczym owsa wór…
Jeśli nie ty, mój dobry kadi,
Zostanę bez synów i cór.
Tyś mocny, niczym orzech twardy…
Kadi (cofając się)
O nie! Zbyt dużo na mój los.
Starucha
Jak róża, lśni twój nosek hardy…
Kadi (cofając się)
Mój nos – to najzwyklejszy nos.
Starucha
Czy jestem ładna?
Kadi (cofając się)
Masz swe lata.
Starucha
A, zamiar jasny mam
Kadi (cofając się)
Bóg z nim!
Starucha
O kadi, kadi, jam bogata…
Kadi (zatrzymuje się)
Zbędna rozmowa, skończmy z tym.
Derwisz
Zmarłego wspomnij, córko ujmy!
Nastał czas zemsty, dobrze wiesz.
(Wskazując na Peri):
Widzisz dziewczynę, woli której
Podporządkował dziki zwierz.
Starucha
Jak to, więc ona tu, w Bagdadzie,
Morderca, zwykły ludzki śmieć?
Pochwyć ją, mój najmilszy kadi,
I ukarz ją za syna śmierć!
Kadi
Straszna złoczyńcę spotka kara,
Przysięgam na najwyższą moc:
Co najmniej pięćset pręg od sznura,
(Pod wąsem)
A przed chłostaniem, ze mną noc.
(Zjawia się szejk).
Derwisz
Szanowny szejku, zniż surowość,
Która jest zemstą wielu strat!
Przynoszę smutną ci wiadomość
O tym, że twój nie żyje brat?
Szejk
Bredzisz, twym słowom ja nie wierzę!
Mój brat, Beduin, władca z gór…
Derwisz
Jego zarąbał w głupim sporze,
Jakiś nieziemski, dziwny stwór
Szejk
Niech zeżre trąd łajdaka ciało!
Nie, najpierw ja mu zadam śmierć…
Derwisz
Szanowny szejku, chcieć, to mało,
Trzeba nadludzką siłę mieć.
Szejk
Jak było mów, bo kipię z gniewu,
Kim jest on? Prawdę mówić masz!
Derwisz
Jego prawicę wzniosła dziewa,
Której przed sobą widzisz twarz.
Szejk
Chcę zemsty! Krwi! Demony nocy!
Jestem jak wściekły słoń, jak lew!
Gdzie ona? Niedowidzą oczy,
Oślepił je okrutny gniew…
Derwisz
O, tam. Ją uprowadza kadi.
Szejk
O, nie! Smak zemsty będzie mój!
Zostaw ją kundlu!
Kadi
My w Bagdadzie!
To nie jest kraj zbójecki twój.
Szejk
Ja – szejk pustyni i nie muszę
Dowodzić w sporze racji swej!
(Bije go. Kadi i starucha uciekają).
Ale, jak jej zuchwałość skruszę?
Przecież nie mogę zabić jej.
Na szyję dziewic urodziwych
Nikt nie opuszcza ostry miecz,
Derwisz
Szejku, ostojo nieszczęśliwych,
Pozwól powiedzieć…
Szejk
Odejdź precz!
Dziewczyno!.. Milczy… Jasna sprawa,
I patrzy czule, luby wzrok…
Odpowiedz!.. Niema … Jest wspaniała,
Lecz dzieli nas zabójstwa mrok.
Ja kocham ją i nienawidzę,
Niech pożre mnie demonów stu.
Derwisz
O, panie mój!
(Pojawia się pirat).
Szejk
Lecz, co ja widzę?
Piracie Ali! Pośpiesz tu!
Pozdrawiam ciebie, druhu stary,
Na sprzedaż niewolnicę mam.
Pirat
Pełne niewolnic są bazary,
Lecz za nią, sto czerwońców dam.
Szejk
Czterysta. Ona z wyższej sfery,
Z pewnością znakomity ród.
Pirat
Ach, mało ceni się maniery,
Tak teraz jest, jak było wprzód.
Sindbada bogactw nie posiadam,
On wraca dziś, z pewnością wiesz.
Ja zaś spłukany, nie dam rady.
Szejk
Mój druhu, więc za trzysta bierz.
Pirat
Za dwieście, tak.
Szejk
O, piersi białe,
O, młodych bioder słodki blask!
Pirat
Na włoskich karawelach miałem
Dziewczyn bez liku, godnych łask.
Szejk
Walczyłeś o nie.
Pirat
I co z tego?
Zdobycz ma wtedy lepszy smak.
I wszystko darmo.
Szejk
Niech cię piekło!
Za dwieście bierz, choć stracę tak.
(Syn kalifa pojawia się na tarasie).
Derwisz
O, dobry władco praworządnych,
Padam do nóg, upraszam łask.
Syn Kalifa
Tyś święty, ale nie z porządnych,
Skoro odwiedzasz wiele miast.
Derwisz
Nieszczęście!
Syn Kalifa
Gdzie? Mów jak kumplowi!
Stragany okradł jakiś zuch?
Czy też miejskiemu kajmakowi
Rogi przyprawił jakiś druh?
Derwisz
Żartujesz?
Syn Kalifa
Może połowicy
Zacząłeś szukać z biegiem lat,
Lecz godnej ze wszech miar dziewicy
Nie znalazł zaufany swat?
Derwisz
Kalif, twój ojciec…
Syn Kalifa
Gorycz czuję!
Rozdałem trzecią część mych dóbr
Za każdą wieść.
Derwisz
Kontynuuję,
Słuchaj, i z tym cokolwiek zrób.
Syn Kalifa
Przewrotne astrologów plemię,
Pazernych mnichów pełen świat!
Tyle chciwości w błaznach drzemie,
Powinien zniknąć po nich ślad!
Derwisz
Wiesz, kto go zabił?
Syn Kalifa
Czy to ważne?
Choć wiem, że pierścień za tym krył.
Derwisz
Wywody twoje są odważne,
Lecz pierścień, jej własnością był.
Syn Kalifa
Przy niej jest szejk i pirat zdolny,
Jej losem oni mogą grać.
Na baty czekasz, o pokorny,
Czy pod pręgierzem wolisz stać?
Derwisz
Szejk o nią godzi się z piratem,
Jednak to także problem wasz,
Zgodnie z kodeksem, na odpłatę
Tylko ty panie prawo masz.
Syn Kalifa
No, dobrze, spokój mnie opuścił.
Chociaż w Bagdadzie chodzi słuch,
Że nosi mnie, bo nie powrócił
Do tego czasu Sindbad, druh.
Hej! Eunuchowie! Biegiem do mnie,
Sprowadźcie dziewczę tu, raz dwa,
Tych, którzy z nią, na pal! Przypomnę,
Nie czyńcie jej żadnego zła.
(Dwaj eunuchowie zbiegają z tarasu).
Pirat
Czyżby to straż? Tu niegdyś fezkę
Ciąłem pałaszem, pod nią łeb.
Biegnijmy stąd!
Szejk
Druhu, daj rękę!
Na mym sumieniu kupiec-kiep.
(Uciekają. Stróże uprowadzają Peri).
Derwisz
Gdy niebo przyjmie mnie w ramiona,
Pewnie usłyszę mnóstwa drwin,
Jeśli mej pieczy powierzona
Peri nie zmyje swoich win?
(Do syna kalifa):
Powiedz mi, co zamierzasz zrobić,
Czy może twych spodziewać łask?
Syn Kalifa
Chcę kolią z pereł ją ozdobić
Różowych, niczym zorzy blask.
Dać brylant, pozyskany gryfem
Z księżyca rozsypanych gam.
Bo dzięki niej jestem kalifem
I całym krajem rządzę sam.
Derwisz
Masz dobre serce!
Syn Kalifa
Dla narodu.
Pokażę prawych sądów akt:
Natychmiast rzucą ją do wody
Kalif pomszczony będzie tak.
(Odchodzi. Pojawia się Sindbad).
Sindbad
Już rok jak kraj swój opuściłem,
Świat dla mnie wiele pokus miał,
Mój okręt pełen jest rubinów,
Które mi król cejloński dał.
W Nepalu miesiąc balowałem,
Morski staruszek wpadł w mą sieć,
Ptaka, co Losem zwą, złapałem,
Powiodło się — bo trzeba chcieć.
Mój statek był za obłokami,
Zwiedzałem targ na morskim dnie,
Gdzie lud z rybimi ogonami,
Jak bóstwo, adorował mnie.
Na oceanie lodowatym,
Wśród dżinów, gdzie sam lód i szron,
Przeklęty Iblis był mi bratem,
Dżinicha straszna — jedną z żon.
O, cud Bagdadu – białe domy!
I zapach czosnku czuć od bram!
Cieszy się serce i wiadomo,
Że wszystkim swój podarek dam.
(Eunuchowie wyprowadzają Peri; pojawia się herold).
Herold
Obwieszczam wam, ludzie Bagdadu:
Okręt Sindbada przybył dziś!
W nowym pałacu u Sindbada
Jest bal i każdy może przyjść!
(Odchodzi).
Pierwszy eunuch
Zostaw dziewczynę, idźmy, druhu!
Drugi eunuch
Kalif zabije, nie chcę iść!
Pierwszy eunuch
Myśl o frykasach kręci w brzuchu!
Obżarstwo tam, więc trzeba iść!
(Uciekają; pojawiają się Kadi i starucha).
Kadi
On rzuca w tłum garście rubinów
I czyni wszystkim nam na złość.
Starucha
Ze sobą przywiózł on olbrzymów,
Jeden szczególnie brzydki gość.
(Odchodzą; pojawiają się szejk i pirat).
Pirat
Iść do Sindbada! Co on miele?
A straż, sędziowie!
Szejk
Nie strój min!
Szybciej! Bo wszystko wnet podzielą
Nie skosztujemy nawet win.
(Odchodzą; pojawiają się syn kalifa i astrolog).
Syn Kalifa
Sindbad! Ach, urok jego baśni
Nie to, co paplanina twa?!
Astrolog
Mój rozum winem się rozjaśni.
(Odchodzą).
Drugi eunuch
Chyba, pobiegnę tam i ja.
(Biegnie).
Derwisz
Ich zemsta poszła w zapomnienie,
Niestali, pobłażają złu
Jak myślisz, Peri, odkupienie
Jakieś odnajdziesz jeszcze tu?
Peri
Żale na ziemi są ulotne
I rozpływają się jak dym,
Umarli tylko smucą wiecznie
Pod ciężką płytą w grobie swym.
Scena trzecia
Ogród Hafiza. Poranek. Kępy róż i jaśminów. Wielkie ptaki.
Hafiz
Dostojny Khidr, ogrodów bóg,
W zielonym, niczym liść, ubiorze,
Co dźwięczne zdroje chronić mógł,
Kwiaty i trawy na ugorze,
Na mętno-białym niebie słał
Potężny ornat gorejący…
Słońce! I o nim Allach chciał,
By Hafiz śpiewał hymn chwalący,
Tutaj jest Koralowa Baśń
Granatu Kwiat, Tęczowe Szpaki,
Woń Piżma, już zaczynam pieśń,
A wy mi podśpiewujcie, ptaki.
(Śpiewa):
Bażantoskrzydłej kuli żar
W dolinach nieba pożar wzniecił.
Ptaki
Mędrzec byt wiedzie w cieniu palm,
Głaskając wesolutkie dzieci.
Hafiz
W dolinach nieba pożar wzniecił
Król ognia, na nim złoty strój.
Ptaki
Głaskając wesolutkie dzieci,
Mędrzec podniesie puchar swój.
Hafiz
Król ognia, na nim złoty strój
Wtopiony w czasze tulipanów.
Ptaki
Mędrzec podniesie puchar swój,
Słysząc dzwonienie winnych dzbanów,
Hafiz
Wtopiony w czasze tulipanów
Nadir i zenit, jego pląs.
Ptaki
Słysząc dzwonienie winnych dzbanów,
Mędrzec podkręca dumnie wąs.
Hafiz
Nadir i zenit, jego pląs
Dzieląc powietrza odcień cienki.
Ptaki
Mędrzec podkręca dumnie wąs,
Śmieje się, słysząc lutni dźwięki.
Hafiz
Dzieląc powietrza odcień cienki,
Słońce-Serafin spala się.
Ptaki
Śmieje się, słysząc lutni dźwięki,
Z nagą dziewicą bawi się.
Hafiz
Słońce-Serafin spala się
Dla wiernych i dla innowiercy.
Ptaki
Z nagą dziewicą bawi się,
Raduje jego mądre serce.
Hafiz
Dla wiernych i dla innowiercy
Ten pożar, to zbawienny dar.
Ptaki
Raduje jego mądre serce,
Bażantoskrzydłej kuli żar.
(Wchodzą Peri i derwisz).
Peri
Czyż to nie raj dla czystych dusz,
Zakątek taki czarujący?
Kim że jest ten wspaniały mąż,
Tak ujmująco śpiewający?
Jak pięknie splótł się czarny lok
Z girlandą róży spolegliwej!
Derwisz
Pszczoła Szirazu, Hafiz diuk,
Mentor młodzieży urodziwej.
Peri
Derwiszu, uciekajmy stąd,
Bądźmy od zdarzeń tych dalecy,
Zrobiłam niebotyczny błąd,
Śmierć biorąc na swe wątłe plecy
I obraz trzech okropnych lic
Mnie ukazuje się zza grobu.
Derwisz
Do tego Allach nie ma nic.
Hafiz (odwraca się)
Wejdźcie, jest miejsca dość dla obu.
Płaczesz dziewczyno? Dostąp łask,
Ogród Hafiza ból osłodzi,
Rozjaśni cię promienny blask,
Jak krzewy róż w moim ogrodzie.
Jestem derwiszem, kiedyś tam
Zmieniłem swoje nastawienie:
W darze dla Stwórcy, wino mam,
Modlitwy i pieśń uwielbienia.
Derwisz
Diuku Hafizie, posłuch daj,
Spójrz, stoi tu z miną strapioną
Peri, co opuściła raj,
Aby lepszego z nas być żoną.
I troje młodych, w pełni sił,
Z powodu jej spoczywa w grobie,
W jej serce żal po zmarłych wrył,
Dlatego ją powierzam tobie.
I wierzę, mając taką moc,
Ty, Język Cudów, pomóc możesz,
Niech mnie okryje ciemna noc,
Jeśli i ty jej nie pomożesz
Hafiz
Komu pierwszemu przypadł los
Ze śmiercią wejść do labiryntu?
Peri
Mężczyźnie, co miał orła głos,
Twarz subtelniejszą od hiacynta.
Hafiz (wypowiada zaklęcie)
Skrzydło promieni, w nocy szkło
Uderzaj, a ty szkło się rozbij!
Diamentów blask oczaruj zło
i światło rubinowe rozwiń!
Jestem feniksem, ptakiem Los
I alkonosta głosem krzyczę:
Zwróć mi młodzieńca-orli głos,
O nocy, pozbądź się zdobyczy!
(Zjawia się młodzieniec ze skrzydlatą dziewczyną El-Anką).
Młodzieniec
Nikt nie rozłączy dwoje nas,
El-Anka, wzór doskonałości!
(Do Hafiza):
Na próżno swój marnujesz czas
Mój duch, w ramionach mej miłości.
Hafiz
Miłości może sprzyjać ćma?
Młodzieniec
Tam świateł, ile byśmy chcieli,
Urzeka też promieni gra,
Jakiej poeci nie widzieli.
Hafiz
Może ty w raju jesteś już?
Młodzieniec
Pełno tam opactw umajonych
I cieszą się zastępy dusz
Z zachwytów piekieł oddalonych.
Hafiz (wskazując na Peri)
Powiedz, czy pragniesz jeszcze jej
Młodzieniec
Mogę się tobie tylko dziwić!
Wiesz przecież, że królewny mej
Z kwiatem nie godzi porównywać?
Śliczna El-Anko, duszku mój,
Wzbudź zachwyt w małych popaprańcach,
Niech błyśnie gwiazd złocistych rój,
W twoich zniewalających tańcach.
(El-Anka tańczy).
Peri
Więc mi przebaczasz?
Młodzieniec
Za co mam?
Za to, że szczęście swe ujrzałem?
Że w ziemski życiu byłem sam,
Bo cud-dziewczyny nie spotkałem?
Do ciebie jedną prośbę mam:
Proś bardzo miło i z polotem,
By do ognistych, białych bram
Hafiz odstawił mnie z powrotem.
Peri
Pozwól mu odejść.
Hafiz
Możesz iść.
(Młodzieniec i El-Anka odchodzą).
No widzisz, ten zadowolony.
Peri
Myślę, że beduińska mość
W piekle, i na mnie obrażony.
Hafiz (wypowiada zaklęcie)
Ołowiem roztopionym spłyń,
Moja jak brzytwa ostra wola,
Do kraju zapomnianych zim,
Na lodowate, nocne pole!
Przejdź je, dojrzysz po krokach stu
Gdzie rozpościera się dolina,
Przeszukaj ją i sprowadź tu
Nieżyjącego Beduina!
(Zjawia się Beduin).
Beduin
Nie czułem się tak źle od lat,
Ziemskie powietrze mnie stłamsiło,
To, czym się rządzi tamten świat
Magiczne słowo w proch rozbiło.
Hafiz
Skąd jesteś cieniu, powiedz mi?
Beduin
W czarnej przepaści trwam na straży,
Rogatych lwów, skrzydlatych żmij,
Żelaznych orłów, mieczem rażę.
Nieziemskim się odznacza złem
Niezwykła i okropna sfora,
Cieknąca z nich zielona krew
Upaja bardziej niż czerwona.
Hafiz
Powiedz, czy zmarłych smutny los?
Bo ziemską radość wszyscy znają.
Beduin
Furiatów tam słyszałem głos
Którzy w tym mroku się tułają.
Widziałem też Timura cień
Nemroda w skórze leoparda,
Masrura, prawie każdy dzień
I Serce Lwie, czyli Ryszarda.
Czy chciałbym swój odmienić stan?
Nie, miłe mi to bytowanie,
Iskander ze mną jest, mój pan,
I niechaj tak już pozostanie.
Peri
A ja? Udziel mi chociaż rad,
Jak mam się pozbyć przygnębienia?
Beduin
Żyj tak, by kiedyś cały świat
O moich czynach miał wspomnienia.
Wspaniałe życie mogłem wieść,
Śmierć była godna, chociaż krwawa,
By jak Omara sztandar, nieść
Po świecie mogła moja sława.
(Znika).
Hafiz
Jak widzisz, drugi kontent też,
Jest zachwycony swą mogiłą.
Peri
A trzeci, Kalif, godzien łez,
Bo stracił życie wraz z krainą?
Hafiz (wypowiada zaklęcie)
Ty, żywe słowo, słuchaj rad,
Leć, gdzie się rodzą wszystkie słowa,
Ni tu, ni tam, lecz w górny świat,
Tyś siła stara, lecz i nowa!
Jak błyskawica mknie na żer,
Jak gryf, gdy rzuca się na gryfa,
Niechaj z gwiaździstych, sinych sfer
Zejdzie na ziemię duch kalifa!
(Zjawia się anioł).
Tyś anioł śmierci!
Peri
Brat mój, sam!
Hafiz
Ziemio, pożegnaj swego barda!
Anioł
Nie płacz, nie ciebie zabrać mam
Chcę wam zwiastować, jaka prawda:
Kalifa nie pojawił duch,
Jego już nic nie niepokoi,
Lete czystością swoich wód
Jego czcigodne serce poi.
On odpoczywa w cieniu gwiazd
Na księżycowej, srebrnej fali,
A słodkie głosy z rajskich miast,
Śpiewają o niebiańskiej dali.
Pełnej euforii w chwili tej
Doznaje w niebie duch tułacza,
Allach paluchem nogi swej,
Na służącego go naznacza.
Nie przyjdzie on, zew próżny wasz
I on go nawet nie usłyszy.
Rzekłem. A mądry skryba wasz,
Niech słowa moje tak zapisze.
Siostro, co przyoblokłaś płeć
Spraw, by opiewał to poeta,
Bóg w każdej chwili może chcieć
Zabrać potomka Mahometa.
(Znika).
Peri
Bezpieczny dach cyprysa krzak
Daje ptakowi przelotnemu,
Hafizie, przebaczenia znak
Raczyłeś dać duchowi memu.
Zaśpiewam tak, jak śpiewasz ty,
Uczynię mym marzeniom zadość!
Urzekająco płyną łzy,
Jednak cudowniej śmieje radość.
Hafiz
Oczyma, w których ognia blask
Zostałem w serce użądlony.
O Peri, pragnę twoich łask
Byłem szczęśliwy, dziś zmartwiony.
(Śpiewa):
Twe oczy niczym dwa agaty, Peri!
Twoje usta są czerwieńsze od granatu, Peri!
Piękniejszych nie ma od prochińskiej ziemi
Do zachodniego kalifatu Peri,
Ja byłem pierwszy w świecie i w ogrodach raju
Kiedyś kochałaś mnie, pamiętasz Peri?
Pobladłaś, milczysz i nie patrzysz w oczy
Czyż miłość ciebie opuściła, Peri?
Za mądrość, wiersze, własny czar Hafiza
Czy będzie jakaś zadość? Powiedz Peri!
Z nią rozkosz ponad wszystko pożądana
I najstraszniejsza jest utrata Peri.
Nie arogancki ja, lecz zakochany,
Twoje życzenie każde spełnię, Peri.
Peri (śpiewa)
Po co Hafizie z takim smutkiem śpiewasz?
Czy opuściła cię mądrość, Hafizie?
Jakiej dziewczyny dziś nie zauroczy
Twoich przemówień słodki miód, Hafizie?
Pobladłam ja? I aniołowie bladzi,
Wtenczas, gdy struny lutni trąca Hafiz.
Milczę? Wiesz, że speszone milczą usta,
Serce, jak wodospadu huk, Hafizie.
Nie patrzę? Wiesz, że słońce nie oślepia,
Jak sekret słów i cudów moc, Hafizie?
Wśród rajskich dni, wśród ziemskich mąk, wiedziałam,
Że zbliża się radosny czas, Hafizie.
Przed tobą stoi twoja niewolnica,
Wiedź do namiotu swego ją, Hafizie.
Derwisz
Czekaj, niedbałość wielki grzech
Sprawcy za niego pokutują.
Pierścień i jednorożec niech
Swą mocą ciebie wypróbują.
I mi wykaże ten ich dar
Czyś godny jej, i święty taki
Hafiz
O, jaki niebywały gwar,
Nagle podniosły śmieszne ptaki!
(Podlatuje ptak).
Co powiesz, Granatowy Kwiat?
Ptak
Hafizie, drogi sercu memu,
Wrócił twój jednorożec-chwat,
Który zaginął trzy dni temu
On wchodzi w pałacową sień,
Niosąc na pozłacanym rogu
Salomonowy pierścień, ten
Który zaginął w zeszłym roku.
Hafiz
Wrócił, niech szczęście wiecznie trwa!
Odważnych nigdy nie skarciłem.
Odzyskał pierścień, który ja
Niebacznie kiedyś utraciłem.
Sprawimy bal na wiele dni!
(Do derwisza):
Co będzie z tym badaniem godnym?
Derwisz
Zapomnij panie, wybacz mi,
Całuję ślad twój na odchodnym.
(Odchodzi).
Hafiz (do Peri)
Twoja cudowna postać lśni
Jak miłość, która na nas czeka
I pierś, w zasłonie lekkiej mgły,
Świeższa od piany w górskich rzekach.
Twe oczy błyszczą światłem gwiazd,
Twój oddech słodszy jest od bryzy…
Peri
Ty ciało, które pragnie łask,
Weźmiesz w zniewalające ryzy.
Dla bladych ust, ty straszny kat,
Ty niczym miecz, z bezmiarem siły,
Ty płomień, spalający kwiat
I ty posiądziesz mnie, mój miły!